Ostatnio jedna z was poprosiła mnie o zrobienie swatchów/swatchy (?) szminek Lime Crime, które aktualnie mam w posiadaniu.
Dokładnie rok temu przedstawiałam tu moje pierwsze trzy szminki LC - miętową "mint to be", ciemnoczerwoną "glamour101" oraz liliową "d'lilac".
Dzisiaj moja kolekcja nieco się powiększyła i jestem szczęśliwą właścicielką 14 odcieni i postaram się je wam nieco przybliżyć
Wszystkie razem prezentują się dość imponująco
Zrobiłam kilka zdjęć bez błysku i z błyskiem dla oddania ich efektu w różnych warunkach
Okay, zajmijmy się teraz powoli i dokładnie wszystkimi kolorami i odcieniami
Serpentina - szmaragdowy odcień zieleni, jedna z pierwszych w kolekcji LC mieniąca się maleńkimi drobinkami
Mint to be - po prostu pastelowa mięta, o której marzyły blogerki w zeszłym roku. Niesamowicie trwała jak na tak niecodzienny kolor.
No, she didn't - jaskrawy turkusowy, jak wygląda na ustach mogliście się przekonać w mojej poprzedniej notce - jest tam nawet krótki filmik. Bardziej kremowa konsystencja niż mint to be, trzyma się na ustach równie długo.
Chinchilla - szara szminka z fioletowym pigmentem. Pomimo tego, iż jest szara na prawdę da się ja nosić! ;)
d'Lilac - kremowy, pastelowy liliowy. Niestety jedyny odcień, z którym nie do końca się polubiłam, pomimo tego, że jest bardzo uroczy. Jestem chyba po prostu za blada.
Airborne Unicorn - za to z tą szminką pokochałam się od razu! Po prostu ciepła fioletowa z nutką neonu, ale śmiało można ją nosić za dnia i na co dzień.
Poisonberry - druga w kolekcji szminka z odrobina błysku/shimmer. Ciemna śliwka, można ją było zobaczyć na jednym z moich ostatnich makijaży - "Czarodzielnica"
Countessa Fluorescent - dosłownie Barbie Pink. Bardzo kremowa i o dziwo nawet mi się ten pink podoba. Ostatnio opublikowałam makijaż z użyciem tej szminki - "Mad Cupid"
Retrofuturist - jedyne określenie z jakim kojarzy mi się ta szminka to "landrynkowa czerwień". Inaczej nie potrafie jej chyba opisać. Jest Jaskrawa jak na czerwień i pomimo całej swojej słodyczy i uroku nie polecam paniom z przebarwieniami na zębach, bądź po prostu tym, którzy mają nieco żółte zęby (tak, tak, ja też mam, dlatego o tym piszę). Glamour 101 - krwista (bądź ceglana, jak niektórzy twierdzą) czerwień. Jak sama nazwa wskazuje, jest bardzo glamour. Kojarzy mi się ze starym Hollywood i Marylin Monroe. Polecam na wielkie wyjścia/wejścia.
New Yolk City - bardzo osobliwa szminka, mniej kremowa niż reszta kolekcji. Nie jest to typowy żółty, wpada delikatnie w pastele, jest dobra dla bardzo odważnych. Mimo wszystko, jest wręcz idealna na zakręcone sesje zdjęciowe!
Coquette - Kremowy odcień nude z domieszką różu i brzoskwini - oczywiście w pastelech. Ciężko mi go opisać. Myślałam, że będę wyglądać w tej szmince co najmniej śmiesznie, na zdjęciach wydawała się strasznie blada, ale okazało się, że ja pokonałam tą szminkę w tej kategorii. Nosi mi się ją przyjemnie, nie tworzy - na mnie przynajmniej - efektu bladego korektora na ustach, czego się obawiałam. Jestem na tak!
Cosmopop - delikatny pomarańcz a może nawet brzoskwinia, nie daje efektu żarówki na ustach, czego też się trochę obawiałam patrząc na zdjęcia promocyjne. Chociaż na innych może wyglądać inaczej. Powtarzam - ja jestem bardzo blada!
My Beautiful Rocket - typowa pomarańczowa szminka, bez czerwonych pigmentów, bardzo kremowa. Kolor mogę porównać jedynie do prawdziwej pomarańczy. Weźcie świeżą, zdrową pomarańczę. Popatrzcie na jej skórkę - taki właśnie kolor ma ta szminka.
To już koniec mojej kolekcji. Jeżeli ktoś chce to wszystko razem, to proszę bardzo - kliknąć, żeby powiększyć
Jeżeli czegoś nie powiedziałam, albo ktoś chce dowiedzieć się czegoś więcej możecie śmiało pytać! Lubię być pomocna w kwestii kosmetyków, szczególnie, że mam je u siebie i mogę wszystko jeszcze raz dla was sprawdzić ;)
Pozdrawiam i możliwe, że za jakiś czas będzie czekać na was taka sama notka o paletkach cieni LC, które też siedzą ładnie i czekają w moich pudełeczkach
Twitter @RealAguss
Instagram @RealAguss
Poson bery <3
OdpowiedzUsuńSzminki LC - za cholerę nie znam się na kosmetykach, jestem totalną idiotka, jeżeli chodzi o tę tematykę (Aguss może śmiało potwierdzić :D), ale też uważam, że są super.
OdpowiedzUsuńCo prawda kosztują fortunę (dobra, dla mnie wszytsko kosztuje fortunę), a Aguss po ich zakupie nie je przez miesiąc (niektórzy przepijają pieniądze, a ona właśnie je przemalowuje), no ale jej błyszczące oczka skierowane na te szmineczki mówią wszystko...
A moim ulubionym kolorem jest zdecydowanie ten miętowy, super sprawa. No o Glamour, oczywiście!